No, dobrze. Najwyższa pora przedstawić i zaprezentować Jego Wysokość Dworek. Taki, jaki jest. Bez upiększeń i ulepszeń. A ponieważ Darek- tak się złożyło- jest architektem wnętrz, no to sami rozumiecie. Nie mam wyjścia i muszę napisać o wnętrzach.
Ciekawi nas Wasze wrażenie. My, po pierwszych oględzinach tego starego budynku, byliśmy mile zaskoczeni. Biorąc pod uwagę barwną historię dworku (mieściła się w nim między innymi szkoła, sala weselna oraz- w czasie wojny- stacjonowało tu wojsko okupanta) to cud, że wnętrza zastaliśmy w tak niezłym stanie. Faktycznie dworek przeszedł kilka większych remontów. Niestety wystarczyło się przyjrzeć, by zobaczyć, że raczej nie dbano tutaj o szczegóły. Tu ściana krzywa, tam jedno okno mniejsze od drugiego. Im dokładniej studiowaliśmy archiwalne plany budynku, tym bardziej Darek łapał się za głowę. Jesteśmy po wstępnych oględzinach budowlanych i już wiemy, że niemal każdy fragment budynku będzie, jeśli nie do wymiany, to na pewno do naprawy.
Ale po kolei. Kawałek po kawałku opowiem Wam w najbliższym czasie o wnętrzach. Przed nami Wielki Remont, więc te opowieści będą dla nas nie lada pamiątką.
Zwiedzanie trzeba zacząć tak po ludzku- od serca. A wiadomo przecież, że sercem każdego starego domu jest kuchnia.
Kuchnia i jadalnia znajdują się w jednym z alkierzy i są pomieszczeniami wyraźnie niższymi niż reszta domu. Przez to sprawiają od wewnątrz wrażenie, jakby były przyklejone od innego budynku. W rzeczywistości alkierze w dworkach były zazwyczaj mniejsze niż główna bryła; posiadały też własny dach i wejście. Taki zabieg oddzielał kuchnię (z jej zapachami i odgłosami) od bardziej formalnej części dworku.
Całość jest jednak bardzo przytulna. Być może jest to kwestia właśnie niskiego sufitu, który sprawia wrażenie jakby przytulał mieszkańców. A może to zasługa kuchni- chłodniejszej niż reszta domu- która aż się prosi, by napalić w piecu i postawić na ogniu gar z gorącą zupą. Od samego początku wiedzieliśmy, że te pomieszczenia kryją w sobie prawdziwą magię. Wiedzieliśmy, że jeszcze kiedyś zatętni tu życie, a wokół stołu zrobi się gwarno i wesoło. Zapachnie domowym rosołem i szarlotką.
Głównym mankamentem pomieszczeń w alkierzu jest brak światła. W kuchni- malutkie okno wychodzące na północ jest dodatkowo zasłonięte przez olbrzymią tuję, którą ktoś zasadził w tym miejscu chyba przyszłym pokoleniom na złość. Drzewko niemal całkowicie blokuje widok z kuchni, a w dodatku powoduje wilgoć. Przy ładnej pogodzie trzeba otwierać kuchenne drzwi i dopiero wtedy robi się w miarę jasno. Wolę nawet nie myśleć, ile światła dziennego dociera do kuchni zimą.
Drugie pomieszczenie służące do tej pory za niewielką jadalnię jest zbyt ciasne, by mogło pomieścić całą rodzinę. Ma jednak tę przewagę, że króluje w nim popołudniowe słońce. Dzięki dwóm, niczym nie zasłoniętym oknom w całym pomieszczeniu jest jaśniej i wyraźnie cieplej niż w kuchni.
Wspólnie z moją mamą i jej mężem szybko doszliśmy do wniosku, że oba pomieszczenia tworzące alkierz powinniśmy połączyć w jedną, dużą kuchnię. Otwarcie tej przestrzeni rozwiąże problem braku światła. W ciemniejszej i chłodniejszej części kuchni swoje miejsce znajdzie spiżarnia i te sprzęty kuchenne, których nie używa się na co dzień. Jaśniejsza część zamieni się w królestwo Pani Domu z długim drewnianym blatem kuchennym i stylizowanymi meblami. Możliwe, że uda nam się również powiększyć nieco okna, nie zmieniając przy tym ich charakteru.
No i niestety. Tuja musi odejść ;)
Jak ja kocham klimat takich miejsc. Ale faktycznie, z tą tują to ktoś ewidentnie przesadził :)
OdpowiedzUsuńtiaaa... szkoda tylko, że tui nie przesadził. w inne miejsce na przykład ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń