wtorek, 21 lipca 2015

Nie wszystko złoto, co się błyszczy, czyli prawdziwe skarby w sadzie

Na terenie parku mamy dwa sady. Chodzę codziennie pod jabłoniami i serce mi się łamie. Zaniedbane i przerośnięte drzewka aż się uginają pod ciężarem suchych gałęzi, a ich korę pokrywają porosty. Owoców dają mało, choć od poprzednich właścicieli wiemy, że są pyszne. Soku jabłkowego próbowaliśmy jeszcze przed zakupem nieruchomości, podczas jednej z wizyt. Nigdy nie piliśmy nic smaczniejszego.


Sady to jeden z powodów, dla których zakochaliśmy się w tej posiadłości. Choć nie są wielkie, a w obecnym stanie wymagają wiele pracy, są prawdziwym skarbem tego miejsca. Dlaczego? Bo dojrzewają w nich dawne odmiany papierówek i antonówek. Takich drzewek jest już niewiele. Niewiele też owoców ma taki smak. W markecie dawnych odmian jabłek się nie kupi. Współczesna gospodarka rolna zepchnęła te dawne odmiany jabłoni na boczny tor. Smutne to, ale prawdziwe. Zbyt często dziś stawia się na ilość, a nie jakość.

A przecież nic nie zastąpi smaku kompotu z papierówki czy zapachu szarlotki z antonówką. Żadne czerwoniutkie i błyszczące jabłuszka ze sklepowej półki nie mogą się z nimi równać.

No, dobrze. Ale zanim upieczemy szarlotkę i nastawimy kompot, będziemy musieli zakasać rękawy i zadbać o te nasze skarby.

Kilka tygodni temu odwiedziła nas nasza przyjaciółka. Pani Grażyna Rodziewicz jest sadownikiem z okolic Grójca i choć nigdy byście ją o to nie posądzili (sądząc po jej filigranowej posturze i delikatnym głosie), potrafi nieźle przyciąć. Gałęzie, oczywiście. A jak trzeba, to i na traktor wsiądzie, i pracowników pogoni.

Od pani Grażyny dowiedzieliśmy się między innymi, że współczesne odmiany jabłoni przycina się w sadownictwie na kształt kobiecej sylwetki. Gałęzie rozpościerają się na dwóch poziomach, by dawały więcej owoców i by łatwiej było je zbierać. Dowiedzieliśmy się również, że dawnych odmian jabłoni nie uprawia się na szeroką skalę, bo za szybko i za wysoko rosną. Zdecydowanie trudniej ukształtować je w kobiece krągłości. Stąd najlepszą formą dla dawnych odmian jest parasol.


Naszym drzewkom do parasoli troszkę brakuje. Musimy oczyścić je z suchych gałęzi, usunąć mech i porosty, a jesienią przyciąć drzewka, by nie rosły zbyt wysoko. No, bo kto się tam będzie potem wdrapywał.

Czeka nas sporo pracy, ale już w przyszłym roku będziemy mogli częstować gości szarlotką, jak się patrzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz