niedziela, 8 maja 2016

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty!


Zaczęło się. Życie. Kwitnienie i pączkowanie. Cały ogród wybucha nam za oknami feerią barw i zapachów. Gdyby nie wieczorne chłody, krzątalibyśmy się po ogrodzie cały dzień. Wieczorem wciąż jeszcze dobrze jest usiąść pod kocem i z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, ale w ciągu dnia w powietrzu unosi się już obietnica lata.


Chciałabym móc opisać słowami te wszystkie dźwięki, które towarzyszą nam teraz od rana do wieczora. Budzimy się przy śpiewie słowików, a zasypiamy słysząc gardłowy rechot żab (ku przerażeniu Darka, który boi się ropuch). Przez cały dzień towarzyszy nam brzęczenie i bzyczenie, terkotanie i trele i ten cudowny, kojący szum liści tańczących na wietrze. Ale najbardziej lubię podsłuchiwać rano szpaki, które uwiły sobie gniazdko pod dachówkami. Gdy wszyscy w domu jeszcze śpią, ja siadam przy oknie z kubkiem kawy i nastawiam uszu. Rodzina szpaków skrzeczy i podśpiewuje od świtu. W ich gniazdku pojawiły się młode i teraz doskonale wiemy kiedy rodzice wracają z łowów. W gniazdku rozbrzmiewa wtedy ogromny krzyk i rwetes. Dzieje się tak średnio co pięć minut. Ale się rodzice muszą przy nich nalatać. Maluchy są głodne, wiecznie głodne. Muszą szybko nabrać sił i urosnąć. Latem na jabłoniach i wiśniach pojawią się pyszne owoce, a to dla szpaków nie lada gratka. Nasz skromny sad jest niewątpliwym powodem, dla którego szpaki zagościły pod naszym dachem. No, pod dachówką ;)


Jabłonki rozkwitły jak oszalałe. Wystarczyło tylko je podciąć i zasilić odrobinę nawozem. Tak bardzo pragnęły, by ktoś się o nie zatroszczył, że teraz odwdzięczają nam się milionem kwiatów i tym wyjątkowym zapachem. Zapach wabi zresztą nie tylko nas. Wystarczy zbliżyć się do sadu, bu w uszach aż zahuczało od bzyczenia pracujących w pocie czoła owadów. Pełno tu pszczół i bąków. Motyle też lubią sobie przysiąść na kwitnących jabłonkach. Napełniamy codziennie płaski pojemnik z wodą i ustawiamy w cieniu drzew. Z takiego baru z orzeźwiającym napojem chętnie korzystają i owady i ptaki. A wieczorem na drinka przychodzą jeże. Nigdy jeszcze ich nie widzieliśmy, jak popijają, ale pojemnik znajdujemy nad ranem czasem przewrócony. Więc ktoś z niego korzysta ;) I tylko zachować się nie umie przyzwoicie.


A gdy tak natura nam szaleje i wybucha na soczyste kolory, w naszych głowach rozkwitają kolejne pomysły. Choć nabraliśmy już nieco więcej spokoju. Dziś już wiemy, że łapanie wielu srok za ogon może się skończyć niezłym zawrotem głowy. Zdecydowaliśmy w tym roku skupić się na remoncie dworku i... Na plaży. To właśnie jej najbardziej brakuje w okolicy. Wkra wije się wzdłuż całej dworkowej posiadłości i to właśnie ONA jest naszym największym skarbem. Kto był nad Wkrą, ten wie, że to rzeka wyjątkowa. Jedna z najczystszych rzek w Polsce. Cudownie kręta i... ciekawostka- jedyna rzeka w naszym kraju, która płynie w przeciwnym kierunku. Nie z południa na północ- w stronę morza, ale z północy na południe.

Pomimo wszystkich swych zalet i uroków, Wkra jest wciąż rzeką mało znaną. Mało na jej brzegach uroczych i czystych plaż, a szkoda, bo do kąpieli nadaje się wyśmienicie. Na wielu odcinkach jest dosyć płytka i bezpieczna. Dokładnie tak jest na odcinku w Popielżynie-Zawadach. O samym pomyśle na plażę jeszcze napiszę. Tymczasem szykujcie leżaczki, wiaderka i grabki. Plażowanie zaczynamy już w czerwcu :)





niedziela, 20 marca 2016

Wiosenne porządki

Wielkanoc za pasem. Już za chwilę odpoczniemy nieco i zwolnimy tempo. Oderwiemy też myśli od planów i terminów, które ostatnio zapełniają nasze głowy i nasze kalendarze.

Tak wiele się cudnych spraw w naszym dworku wydarza, że gdybym chciała nadążyć z ich opisywaniem i zachować należyty porządek chronologiczny... Hmm. Pewnie musiałabym siedzieć przed komputerem od rana do wieczora.

Spróbuję przedstawić dworkowe wieści w telegraficznym skrócie. A w wolnej chwili może uda mi się niektóre historie rozwinąć i opowiedzieć Wam o tym wszystkim, co wydarza się między wierszami.

Każdy, kto ma ogród, ten zgodzi się ze mną, że wiosna to czas wzmożonych działań na froncie ogrodniczym. I nie ma tu znaczenia, czy mówimy o małym ogródku w centrum miasta, czy o wielkim ogrodzie pod miastem. Są rzeczy, które po prostu musimy zrobić. Przycinanie, grabienie, palenie, nasadzenia, nawożenie i ochrona przed licznymi tajniakami, którzy tylko czekają, żeby coś nam poobgryzać i poniszczyć. Tak- wiosna to dla ogrodnika czas prawdziwych zbrojeń i szykowania umocnień. Ruszamy na prawdziwą batalię. Walczyć będziemy o piękny ogród, który cieszy oko, ale też nie przysparza zbyt wiele kłopotu i tworzy samowystarczalny ekosystem, w którym wszystko, nawet najmniejszy robaczek spełnia jakąś rolę.

W naszym przypadku batalia będzie wyjątkowo trudna. Nie dość, że musimy zadbać o wygląd zieleni wokół dworku, to jeszcze musimy wiele rzeczy odtworzyć i podnieść z ruin. A to wszystko pod bacznym okiem konserwatora zabytków. Zanim zaczniemy myśleć o nasadzeniach i upiększaniu terenu, musimy najpierw zaprowadzić tu porządek i uporać się z paroma problemami.

O jednym z nich już pisałam. Nasze zabytkowe kasztanowce padły ofiarą bardzo popularnego w Polsce szkodnika. Ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem walczymy od zeszłej jesieni. Wszystkie liście były dokładnie zgrabione i spalone. Spalone musiały być też wszystkie kasztany. Stąd ktoś, kto w listopadzie przejeżdżał obok dworku mógł pomyśleć, że otworzyliśmy strzelnicę. Palone kasztany strzelają z głośnym hukiem. Zdajemy sobie jednak sprawę, że na pewno nie udało nam się zgrabić i spalić wszystkich liści. Teren jest zbyt duży, a wiatr nie był po naszej stronie i roznosił liście kasztanowców po całej okolicy. Żeby uchronić kasztanowce przed larwami szrotówka pełznącymi z suchych liści z powrotem na drzewa, będziemy nasze olbrzymy owijali folią zabezpieczającą. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo do pokrytej lepem foli przyklejają się również pożyteczne owady. Obawiam się jednak, że nie mamy wyjścia. Nasze kasztanowce były w na prawdę kiepskim stanie. Liczymy na to, że może uda nam się podleczyć je na tyle, by w przyszłym roku stosowanie folii nie było konieczne. Ale efekty naszych zabiegów poznamy dopiero, gdy na kasztanowcach pojawią się ich rozczapierzone liście.

Nad Kasztanowym Zakątkiem czuwa nasza Bozia
Absolutnie największą wartością dworkowego parku są właśnie drzewa. Istniejący tu starodrzew liczy sobie prawie 200 lat. I choć kochamy je wszystkie i gotowi jesteśmy ich bronić przed wszelkim złem, to najmłodsze drzewa są naszym oczkiem w głowie. Dwa niewielkie sady jabłoni liczą sobie nie więcej niż 60 lat. A mimo to, to właśnie one skradły nam serce. Wystarczyło, że zobaczyliśmy je na wiosnę, jak kwitną i roztaczają wokół słodki zapach wabiący uwijające się w ich gałęziach pszczoły. Delikatne, białe płatki opadały powoli na ziemię przy każdym, najdelikatniejszym nawet podmuchu wiatru. A wśród gałązek podśpiewywały szpaki, niemogące się już doczekać, kiedy kwiaty zamienią się w owoce. Jeden z sadów rośnie na tyłach dworku i tworzy cudowne tło dla wiosenno-letnich kolacji na tarasie. Drugi sad rośnie za hotelem. Oczami wyobraźni widzimy gości hotelowych, jak spacerują w cieniu jabłoni. Widzimy te wesela i przyjęcia pod jabłoniami. Widzimy sok ze świeżych jabłek na każdym stole w restauracji i kwiaty jabłoni w wazonach. I jeśli to możliwe, by być zakochanym w czymś, co jeszcze nie powstało... My już zakochaliśmy się w naszych wyobrażeniach o tym miejscu.

Ale powoli. Wszystko po kolei. Zanim poczęstujemy naszych gości pysznym sokiem z własnych jabłuszek, najpierw musimy się upewnić, czy drzewka będą owocować. Niestety zostały mocno zaniedbane.

Gdy tylko zaczęliśmy je podcinać okazało się, że niektóre są bardzo zniszczone. Ziemię nawieźliśmy, suche gałęzie usunęliśmy i nawet najsłabszym drzewkom postanowiliśmy dać szansę. Może gdy tylko poczują, że ktoś znowu się o nie troszczy- rozrosną się jak nigdy. Jeśli obiecacie, że nikomu nie powiecie, to przyznam Wam się, że o świcie czasem wśród naszych jabłonek spaceruję i śpiewam im cichutko. Darek stwierdził, że od mojego śpiewu prędzej wszystkie uschną niż zakwitną, ale ja się nie poddaję. Jak mi Bóg świadkiem- nasze jabłonki wydadzą w tym roku piękne i pyszne owoce.

Zaniedbane jabłonki rozrosły się i osłabły. Konieczne było strzyżenie. I choć teraz wyglądają bardzo smutno, już lada moment puszczą młode pędy i bajecznie się zazielenią.
Gdy już zatroszczymy się o nasze drzewa, będziemy musieli cały teren ogrodzić. Dziki urządziły nam w ogrodzie prawdziwe pole minowe z rowami przeciwpiechotnymi. Na liście zadań widnieje też oczyszczanie stawu i renowacja bruku tworzącego zabytkową aleję prowadzącą do dworku.

A tymczasem dalej oczyszczamy teren z samosiejek i suchych drzew. Zabraliśmy się też za porządkowanie lasu. Ale to już inna historia i szykuje się kolejny wpis na blogu. Wpis pełen niespodzianek, jak i sam las.

wtorek, 23 lutego 2016

Wybudzamy się z zimowego snu, czyli plany, plany

Park wokół dworku powoli budzi się z zimowego snu.

W okolicy naszego karmnika i budek lęgowych ruch, jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Gdybyście widzieli te pyszne i kaloryczne mieszanki, jakie sypaliśmy do karmnika przez całą zimę... Olej kokosowy z odrobiną miodu wymieszany z nasionami i suszonymi owocami. Nic dziwnego, że u Ptaszyńskich teraz takie poruszenie. Mazurki, bogatki i kowaliki muszą się trochę nalatać, żeby odzyskać dawną linię. To nie żarty, bo zaraz rozpoczną się gody. Trzeba się jakoś prezentować przed wybranką ;)

Na bzach pierwsze pączki. Tylko czekają na odrobinę ciepła, by mogły pęknąć i wylać z siebie całą tłumioną pod śniegiem zieleń. Przechodzę koło nich codziennie i mam ochotę pogłaskać je po gałązkach i uspokajająco powiedzieć:
- Jeszcze tylko chwilka. Poczekajcie. Już niedługo wybuchniecie życiem.
Rozumiemy nasze bzy bardzo dobrze. Sami też musieliśmy zapaść w sen zimowy. Cały dworek wstrzymał na dłużej oddech i, zamiast żyć realizacją śmiałych planów, odłożył je wszystkie do wiosny. Jesteśmy coraz bardziej zniecierpliwieni, a chęć do działania aż buzuje nam pod skórą.

Ale wiosna przyszła, jak to wiosna. Po cichutku, na paluszkach i schowała się za rogiem. Jest już tutaj, choć ukryta. Czeka cierpliwie w kretowisku i w rozmarzającym stawie. Siedzi przycupnięta na gałązce bzu i stroszy piórka. Czeka. Na odrobinę więcej słońca i odrobinę więcej ciepła. I my też czekamy, a razem z nami cały dworek.

Gdy tylko się ociepli (i osuszy), ruszamy z remontem naszej starej chałupiny. Czeka nas nie lada wyzwanie, bo lata zaniedbań zrobiły swoje. Zmiana więźby dachowej, rekonstrukcja tarasu, zupełna zmiana wykuszu i elewacji. Trzeba zadbać o piwnice i osuszyć fundamenty. A we wnętrzach zaprowadzić porządek iście dworkowy.

Ale przecież nie samym dworkiem to miejsce żyje. Dworek jest niewątpliwie jego sercem, ale na wiosnę musimy też zadbać o cały park. Na pierwszy rzut idą sady. Biedne, zapomniane i przerośnięte sady, które już nawet nie miały siły owocować. Będziemy strzyc, będziemy nawozić, szczepić i... mówić do naszych jabłoni. Bo nie wiem, czy wiecie, ale gdy się do roślin mówi, to lepiej rosną i owocują. Tematów do rozmów na pewno nie zabraknie. Tyle się w tym życiu dzieje i tyle wydarza. I tyle to wszystko rodzi nadziei i wątpliwości.

Gdy już zadbamy o jabłonki, bierzemy się za schorowane kasztanowce. Ponad stuletnie olbrzymy, które są (obok alei akacjowej) wizytówką naszego parku. O naszej walce z perfidnym szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem już pisałam. W tym roku ruszamy do walki z nim uzbrojeni w ciężki sprzęt. Taśmy z lepem już zakupione.

Na leczenie czekają również stawy. Na chwilę obecną to właściwie sadzawki błotne. Ale jeśli się ma pod opieką stawy, nad brzegiem których dawniej czytywała swoje książki Zofia Trzcińska-Kamińska... No, cóż. Oczyszczenie ich i wypielęgnowanie to kwestia honoru ;) 

Na koniec trzeba jeszcze będzie uprzątnąć cały park z niepotrzebnych chaszczy i chwastów, zrobić nasadzenia tam, gdzie aż się prosi by coś rosło i cieszyło oczy i przełożyć bruk, bo miejscami przypomina bardziej poligon niż zabytkową aleję.

Co tu dużo gadać. Czeka nas ogrom pracy. I chyba brakuje nam piątej klepki, bo gdy tylko myślimy o tym nawale zadań, buzie nie przestają nam się uśmiechać. I zupełnie jak te bzy- chęć do życia aż nas rozsadza od środka. Czekamy tylko na wiosnę, by wybuchnąć i ruszyć do działania.