Każdy dom ma swoją historię. Już od pierwszych chwil od wprowadzenia się nowych lokatorów zimne dotąd mury zaczynają żyć życiem swoich mieszkańców. Nasiąkają, jak chusteczka ich troskami i zmartwieniami, ale też promieniują ich radością i ciepłem. W przypadku starych domów ich historia potrafi być bardzo bogata. Często wchodząc do starego budynku mamy wrażenie, że jego korytarze i pomieszczenia mają duszę. I choćby po kątach straszyły pajęczyny, a na meblach rosły kolejne warstwy kurzu, my wiemy, że te stare mury żyją. Żyją i po cichutku szepczą swoje opowieści. Jeśli tylko usiądziemy kiedyś na starym fotelu i wsłuchamy się uważnie, to kto wie... Może uda nam się usłyszeć którąś z nich. Choć najprawdopodobniej weźmiemy je za zwykłe skrzypienie schodów i świst wiatru w nieszczelnym oknie.
|
Dworek na początku lat 50'tych. |
Dworek wybudowano w 1866 roku. Z początku był siedzibą zamożniejszych właścicieli ziemskich, ale na przestrzeni lat zmieniał zarówno swoich mieszkańców, jak i swoje przeznaczenie. Tylko pomyśleć, jakie dramaty mogły się tu rozgrywać, gdy we dworku stacjonowało podczas wojny wojsko niemieckie. Albo jak brzmiał śmiech dzieci biegnących na lekcje w zorganizowanej we dworku szkole. Ile razy ktoś zakrzyknął: „Na zdrowie!”, gdy w salonie, przy kominku trwało wesele. I... No, cóż. Ile miłosnych westchnień usłyszały ściany pokoi na górze.
Nasz dworek ma duszę. Nie mamy co do tego żadnej wątpliwości. Poczuliśmy to od razu i czujemy nadal. Wiemy, że gdyby te stare ściany i te stare drzewa w parku mogły mówić, to opowiedziałyby nam nie jedną ciekawą historię. O części z nich słyszymy zresztą od naszych sąsiadów i od ludzi, którzy dawniej we dworku mieszkali lub pracowali. I choć każda historia jest warta tego, by ją opowiedzieć, jedna szczególnie zauroczyła mi serce. Gdy skończycie czytać ten tekst, będziecie wiedzieli, dlaczego.
|
fot. /mjp.najlepszemedia.pl/ |
Poznajcie Zygmunta Tarło. Jest rok 1915. Niestety nie mamy jego zdjęcia z czasów, gdy był w wojsku, ale w mundurze legionisty II Brygady Legionów Polskich musiał wyglądać bardzo podobnie do tych dwóch dżentelmenów ze zdjęcia. Zygmunt Tarło był wykształcony i pochodził z majętnej rodziny. Nie potrafił tego ukryć i nawet nie musiał. Widmo wojny mobilizowało wielu młodych ludzi do działania, a wśród inteligencji duch patriotyczny stawał się coraz silniejszy. Do wojska zaciągali się artyści i myśliciele, by razem z rodakami bronić kraju. Gdy tylko zorientowano się, że młody Zygmunt potrafi utrzymać się w siodle, przydzielono go do plutonu kawalerii sztabowej. Być może tutaj historia mogłaby się skończyć. Świeżo upieczony kawalerzysta mógł zostać wysłany na front, a nie będąc ani specjalnie silnym, ani biegłym w posługiwaniu się bronią, prawdopodobnie by wojny nie przeżył. Jednak któregoś dnia do koszar przyszedł nietypowy list. List napisany przez Zygmunta Kamińskiego, nota bene twórcę obecnego wzoru godła Rzeczypospolitej Polskiej. W swoim liście prosił on o zwolnienie ze służby kawalerzysty Zygmunta Tarło. Twierdził bowiem, ponad wszelką wątpliwość, iż Zygmunt Tarło jest w rzeczywistości jego żoną, która kilka miesięcy wcześniej ogoliła swe bujne loki i ubrała męski strój, by zaciągnąć się do wojska.
|
Zofia Trzcińska-Kamińska w swoim żywiole. fot. /www.dziennik.com/ |
Zofia Trzcińska-Kamińska przeżyła wojnę. Jedną, a potem drugą. Jest jedną z bardziej znanych polskich rzeźbiarek i jedną z barwniejszych historii tego miejsca. Tutaj żyła i tutaj tworzyła swoje rzeźby w okresie międzywojennym i w latach 60'tych ubiegłego wieku, gdy dworek udało jej się odzyskać. Przechadzała się wśród kasztanowców i czytała książki nad stawem. Jeździła swoim małym gigiem, który sama powoziła do pobliskiego Jońca na msze. To właśnie jej rzeźba św. Marii spogląda zamyślona na dworek i wita wszystkich naszych gości. Nazywamy ją żartobliwie naszą Bozią. Nie skłamię, jeśli powiem, że to właśnie Bozia przekonała nas do zakupu tego miejsca. Mamy z moją mamą do Bozi stosunek szczególny. Już w pierwszych dniach mama zasadziła przy Bozi krzak róży. Ja? Zdarza mi się przy Bozi przyklęknąć, gdy nikt nie widzi.
|
Nasza Bozia |
Gdy pierwszy raz usłyszałam tę niesamowitą historię, wyobraziłam sobie młodą dziewczynę pełną pasji i wiary w słuszność swoich wartości. Dziewczynę, która w obliczu zagrożenia postanowiła walczyć o swój kraj, choćby nawet w przebraniu mężczyzny. Dziewczynę, która dla swoich ideałów gotowa była porzucić domowe wygody i dopiero co poślubionego męża. Dziewczynę, o której może nawet mówiono, że jest w gorącej wodzie kąpana, ale której nikt nie mógł odmówić siły charakteru. Dziewczynę... po prostu cholernie upartą, o której jej mąż napisał: “wyczuwało się w jej zachowaniu pewność siebie, bezwzględną odwagę, porywczość, prawdomówność posuniętą aż do zadziorności i górujące ponad wszystkim namiętne zaciekawienie życiem... “.
No, sami powiedzcie. Niezły temat na film, co?
|
Zofia Trzcińska-Kamińska w młodości. fot. /www.dziennik.com/ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz