Zapowiadają odwilż.
Zima wciąż jeszcze trzyma się kurczowo ośnieżonych gałęzi i skacze po krach spływających rzeką. Gra nam na nosie zmrażając świat nocą, gdy śpimy. Ale bez względu na to, jak bardzo będzie się złościć i tupać nogą... W końcu będzie musiała odejść. A wraz z nią długie wieczory z książką i skąpane w mroku popołudnia, gdy pochowani w ciepłych domach czekaliśmy.
Na co? Na wiosnę. Na ciepło i światło. Na nowy początek.
U nas życie biegnie według bardzo prostego rytmu na trzy. Praca, ludzie, odpoczynek. Latem zdecydowanie więcej tego pierwszego i drugiego. Zimą... Zimą się czeka na powrót lata.
Każdy wykorzystuje ten zimowy czas uśpienia inaczej. Ta przemiła para, która gości Was na Plaży na Zawadach, a więc moja mama i jej mąż odpoczywa i zajmuje się wszystkim tym, na co latem zwyczajnie nie ma czasu. Mama gotuje, spaceruje z psami i rozpieszcza wnuczki ile wlezie. Jej mąż naprawia ciągnik. Trwa to już kilka miesięcy i powoli staje się jasne, że nie o sam efekt tutaj chodzi. Prawdziwych pasjonatów cieszy proces dochodzenia do rozwiązania, a nie rozwiązanie samo w sobie. Mój brat, którego znacie z baru na czas zimy powrócił do swoich zajęć. Codziennie łączy pracę zawodową z opieką nad dwoma perełkami, które dość skutecznie i wytrwale wchodzą mu na głowę. Razem z żoną tworzą cudowną i pełną ciepła codzienność dla siebie i swoich córeczek. Ja? Już jesienią zapadłam w sen zimowy, który był mi tak bardzo potrzebny. Bo w życiu czasami tak bywa, że dajemy z siebie wszystko. I jeśli tylko znajdzie się ktoś, kto zechce na tym skorzystać, to weźmie to wszystko, co możemy dać i niewiele da nam w zamian. Zostajemy z niczym. Z ogromną, bezdenną pustką w sobie. Ubiegły rok był dla mnie rokiem zmian. Gdy dałam z siebie już wszystko, ktoś wyciągnął rękę po więcej. Nie pytał czy mam jeszcze siłę dawać. Był zły, że nic nie otrzymał. A ja nie miałam już nic więcej, by dać. Byłam pusta i tak przezroczysta, że aż niewidoczna. Nadludzkim wysiłkiem zrobiłam jedyną rzecz, jaką jeszcze mogłam zrobić. Otoczyłam siebie opieką, zaczęłam "dawać" sobie samej. Spojrzałam na tę zmęczoną i przezroczystą kobietę w lustrze i postanowiłam ją uratować. Pokochać ją za to kim jest i za to co jeszcze kiedyś może podarować światu.
A gdy wielkie zmiany już nastąpiły, nadeszło lato i nawet nie miałam czasu się zastanowić dokąd zmierza dalej moje życie. Byłam z naszymi gośćmi i przyjaciółmi na Plaży. Wyprawiałam Was na spływy kajakowe, pilnowałam, by każdy mógł u nas odpocząć spokojnie, bezpiecznie i w zgodzie z naturą. Jesienią padłam i wcale nie było mi jakoś specjalnie spieszno do wstawania. Spałam, Czytałam. Jadłam. Oddychałam. I miałam wrażenie, że nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. Zimą, gdy wszystko wokół spało... Obudziłam się. Pełna pomysłów i chęci by je realizować. Zapisałam się na studia. Odnowiłam przyjaźnie. Wygrzebałam z szafy buty do biegania. Teraz już tylko tak jak i wszyscy inni mam wrażenie, że zima trwała stanowczo za długo.
Czekam na wiosnę. Na ciepło. Na światło. Na nowy początek. A wy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz