Tak wiele się cudnych spraw w naszym dworku wydarza, że gdybym chciała nadążyć z ich opisywaniem i zachować należyty porządek chronologiczny... Hmm. Pewnie musiałabym siedzieć przed komputerem od rana do wieczora.
Spróbuję przedstawić dworkowe wieści w telegraficznym skrócie. A w wolnej chwili może uda mi się niektóre historie rozwinąć i opowiedzieć Wam o tym wszystkim, co wydarza się między wierszami.
Każdy, kto ma ogród, ten zgodzi się ze mną, że wiosna to czas wzmożonych działań na froncie ogrodniczym. I nie ma tu znaczenia, czy mówimy o małym ogródku w centrum miasta, czy o wielkim ogrodzie pod miastem. Są rzeczy, które po prostu musimy zrobić. Przycinanie, grabienie, palenie, nasadzenia, nawożenie i ochrona przed licznymi tajniakami, którzy tylko czekają, żeby coś nam poobgryzać i poniszczyć. Tak- wiosna to dla ogrodnika czas prawdziwych zbrojeń i szykowania umocnień. Ruszamy na prawdziwą batalię. Walczyć będziemy o piękny ogród, który cieszy oko, ale też nie przysparza zbyt wiele kłopotu i tworzy samowystarczalny ekosystem, w którym wszystko, nawet najmniejszy robaczek spełnia jakąś rolę.
W naszym przypadku batalia będzie wyjątkowo trudna. Nie dość, że musimy zadbać o wygląd zieleni wokół dworku, to jeszcze musimy wiele rzeczy odtworzyć i podnieść z ruin. A to wszystko pod bacznym okiem konserwatora zabytków. Zanim zaczniemy myśleć o nasadzeniach i upiększaniu terenu, musimy najpierw zaprowadzić tu porządek i uporać się z paroma problemami.
O jednym z nich już pisałam. Nasze zabytkowe kasztanowce padły ofiarą bardzo popularnego w Polsce szkodnika. Ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem walczymy od zeszłej jesieni. Wszystkie liście były dokładnie zgrabione i spalone. Spalone musiały być też wszystkie kasztany. Stąd ktoś, kto w listopadzie przejeżdżał obok dworku mógł pomyśleć, że otworzyliśmy strzelnicę. Palone kasztany strzelają z głośnym hukiem. Zdajemy sobie jednak sprawę, że na pewno nie udało nam się zgrabić i spalić wszystkich liści. Teren jest zbyt duży, a wiatr nie był po naszej stronie i roznosił liście kasztanowców po całej okolicy. Żeby uchronić kasztanowce przed larwami szrotówka pełznącymi z suchych liści z powrotem na drzewa, będziemy nasze olbrzymy owijali folią zabezpieczającą. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo do pokrytej lepem foli przyklejają się również pożyteczne owady. Obawiam się jednak, że nie mamy wyjścia. Nasze kasztanowce były w na prawdę kiepskim stanie. Liczymy na to, że może uda nam się podleczyć je na tyle, by w przyszłym roku stosowanie folii nie było konieczne. Ale efekty naszych zabiegów poznamy dopiero, gdy na kasztanowcach pojawią się ich rozczapierzone liście.
Nad Kasztanowym Zakątkiem czuwa nasza Bozia |
Ale powoli. Wszystko po kolei. Zanim poczęstujemy naszych gości pysznym sokiem z własnych jabłuszek, najpierw musimy się upewnić, czy drzewka będą owocować. Niestety zostały mocno zaniedbane.
Gdy tylko zaczęliśmy je podcinać okazało się, że niektóre są bardzo zniszczone. Ziemię nawieźliśmy, suche gałęzie usunęliśmy i nawet najsłabszym drzewkom postanowiliśmy dać szansę. Może gdy tylko poczują, że ktoś znowu się o nie troszczy- rozrosną się jak nigdy. Jeśli obiecacie, że nikomu nie powiecie, to przyznam Wam się, że o świcie czasem wśród naszych jabłonek spaceruję i śpiewam im cichutko. Darek stwierdził, że od mojego śpiewu prędzej wszystkie uschną niż zakwitną, ale ja się nie poddaję. Jak mi Bóg świadkiem- nasze jabłonki wydadzą w tym roku piękne i pyszne owoce.
Zaniedbane jabłonki rozrosły się i osłabły. Konieczne było strzyżenie. I choć teraz wyglądają bardzo smutno, już lada moment puszczą młode pędy i bajecznie się zazielenią. |
A tymczasem dalej oczyszczamy teren z samosiejek i suchych drzew. Zabraliśmy się też za porządkowanie lasu. Ale to już inna historia i szykuje się kolejny wpis na blogu. Wpis pełen niespodzianek, jak i sam las.